Nie
mogłam tego nie zrobić. Nie mogłam tego nie uwiecznić…. czyli kolorystyczna
eksplozja. W szczególności polecam tym co jedzą oczami. I dzieciom, które drążą
przyczynę zaistnienia smakołyków i zastanawiają się „czy ciocia naprawdę
wdrapała się na niebo, by zdjąć dla nich trochę tęczy…?”
Trzeba
się z tym trochę pobawić, ale buzia dziecka z opadającą szczęką… bezcenna! a
ilość „chemii” z barwników (czyli „E”) zapewne mniejsza niż w jakimkolwiek
batoniku, a więc do dzieła! Przepis zapożyczony z JustMyDelicious ale z moimi
zmianami :)
Na
biszkopt potrzebujesz:
- 5 jaj
- 2/3 szklanki cukru (można trochę więcej, ja preferuję wersję „light” J)
- 1 szklanka mąki (ja biorę krupczatkę)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
Żółtka
miksujemy z połową cukru na prawie biała masę i dodajemy ją do białek ubitych z
resztą cukru. Przesianą przez sitko mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia
dodajemy do masy z cukru i jajek i delikatnie mieszamy.
Dzielimy
na 5 równych części. Do każdej dodajemy odrobinę barwnika spożywczego o
wybranym kolorze. Pieczemy każdy placek oddzielnie (ok. 15 min w temp. 180 st.)
Każdą
część biszkoptu nasączamy i przekładamy kremem. Dekorujemy owocami.
Do
nasączenia używam mieszanki wody z cytrynówką (lub likierem rumowo-cytrynowym)
i dużą ilością soku z cytryny (ma być kwaśne aż wykręca! – dzięki temu tort
zyska orzeźwiający smak) natomiast krem powstaje z:
- Śmietana 30%
- Serek mascarpone
Śmietanę
ubijamy „na sztywno” dodajemy serek i miksujemy na jednolitą masę. Jeśli
lubicie słodko można dodać 1 łyżkę cukru pudru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz