Co się zdarzyło i moje życie zmieniło a dokładniej rzecz
biorąc do góry nogami je wywróciło? Otóż pojawił się Jegomość Alergiogenny, po
mleku i słoiczkach (eufemicznie mówiąc) „ulewający”, dostający plam, krostek i
innych atopowych zmian skórnych, który mamę do płyty kuchennej przykuł na
dobre. Choć reakcje alergiczne się trochę uspokoiły to Jegomość mimo ukończonego poważnego już dość
wieku nadal jest bezzęby, więc to nadal wymusza jakieś-tam zabiegi przy gotowaniu żeby zjeść się dało, a
Jegomość jeść luuuuuubi, oj lubi...
Zanim pewne metody wypracowałam, zanim jakoś-takoś się
ułożyło dużo nerwów kosztowało i wiele książek się przewertowało i neta
przerzuciło, ale dokładnej ściągi nie było. Z tej otóż przyczyny spisać swe
doświadczenia mama postanowiła. A nóż widelec i inne sztućce J komuś się przyda i
życie ułatwi?
Początki, jak wiemy niby nie są trudne i dużo wymagające bo
takie małe istnienie dużo jeść nie potrzebuje, a jedynie delektować się i
testować, ale początkowo chcą robić wszystko zdrowe i świeżutkie zapętliłam się
w przecieranie gotowanej codziennie jednej marcheweczki, no bo jak zblendować
taką ilość? A no nie dać się zwariować J
ugotować dużo (na parze oczywiście), zblendować, podzielić na porcyjki i do
zamrażalnika.
Ten właśnie stał się moim sprzymierzeńcem i największym przyjacielem do dnia dzisiejszego. Zawsze staram się mieć tam bazę do zupy, czyli rosołek, wywar warzywny i
włoszczyznę. Czasem też wekuję, np. taki gorący rosołek, czy wywar można
zakręcić na gorąco i w lodówce wytrzyma spokojnie 2 tygodnie. Z rosołku mięsko kroję i również zamrażam.
Jak trzeba zrobić zupkę to tylko jakieś warzywo i ziemniaczek wrzucam na parę
dokładam trochę włoszczyzny (uprzednio podgotowanej i zamrożonej) jak ugotowane
– dolewam rosołek, lub wywar, gotuję, blenduję dosmaczam jakimś ziółkiem i
gotowe J przy
gotowaniu dla malucha stosuję pewien schemat, który się powtarza, ale taki właśnie
u mnie się sprawdził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz